Takaru

"Doktor Halyard uśmiechnął się i kiwał głową ze zrozumieniem, czekając na przetłumaczenie.
- Szach - rzekł Khashdrahr - on chciałby wiedzieć, jeśli łaska, kto jest właścicielem tych wszystkich niewolników, których wciąż napotykamy na drodze, odkąd wyjechaliśmy z Nowego Jorku.
- To nie niewolnicy - odparł Halyard, chichocząc protekcjonalnie. - Obywatele w służbie rządu! Mają takie same prawa jak inni: wolność słowa, wolność wyznania, prawo głosowania. Przed wojną pracowali z Zakładach Ilium, kierując pracą maszyn, ale teraz maszyny same kierują sobą, i to znacznie lepiej.
- Aha! - rzekł szach, gdy Khashdrahr mu przetłumaczył.
- Mniej odpadów, dużo lepsze i tańsze produkty przy automatycznej kontroli.
- Aha!
- I każdy, kto nie potrafi się utrzymać robiąc coś lepiej od maszyny, jest w służbie rządu, w wojsku lub Korpusie Naprawczo-Odnowieniowym.
- Aha! Khabu bonanza-pak?
- Hę?
- On pyta, skąd biorą się pieniądze, żeby im płacić - rzekł Khashdrahr.
- Och, z podatków nałożonych na maszyny i dochody osobiste. Poza tym wojsko i Korpus Naprawczo-Odnowieniowy wkładają swe pieniądze z powrotem w system, aby powiększyć produkcję i jeszcze lepiej żyć.
Halyard (...) jął wyjaśniać amerykański system gościowi (...). Powiedział więc szachowi, że największy postęp dokonał się w społecznościach czysto przemysłowych, gdzie lwia część ludności tak jak w Ilium zajmowała się niegdyś pracą przy maszynach. Bo na przykład w Nowym Jorku istnieje wiele zawodów, których nie opłaca się mechanizować lub zmechanizować nie można, i postęp nie wyzwolił tak wielkiego procentu ludności z przemysłu.
- Kuppo! - rzekł szach potrząsając głową.
Khashdrahr zaczerwienił się i przetłumaczył z zażenowaniem przepraszająco:
- Szach mówi: komunizm.
- Nie kuppo! - zaprzeczył gwałtownie Halyard - maszyny nie są własnością rządu! Rząd opodatkowuje po prostu tę część dochodu przemysłu, która kiedyś szła na robociznę. Przemysł znajduje się w rękach prywatnych, jest prywatnie zarządzany i koordynowany, aby zapobiec marnotrawstwu płynącemu ze współzawodnictwa, a czynią to ludzie z kierownictwa przemysłu, nie politycy. Wyeliminowawszy ludzką omylność przez mechanizację, a współzawodnictwo przez organizację, podnieśliśmy ogromnie stopę życiową przeciętnego obywatela.
Khashdrahr przestał tłumaczyć i zmarszczył brwi w zakłopotaniu.
- Przepraszam! Ten "przeciętny obywatel"... Obawiam się, że w naszym języku nie mamy takiego odpowiednika.
- No - rzekł Halyard - zwykły człowiek. Jak na przykład ci, którzy pracowali na moście, czy ten w tym starym samochodzie, który mijaliśmy. Mały człowiek, niezbyt zdolny, ale poczciwy, prosty, taki zwykły, taki, jakich się co dzień spotyka.
Khashdrahr przetłumaczył.
Aha! - powiedział szach kiwając głową. - Takaru.
- Co on powiedział?
- Takaru - wyjaśnił Khashdrahr. - Niewolnik.
- Nie takaru - zaprzeczył Halyard, mówiąc wprost do szacha. - O-by-wa-tel!
- Aaach! - rzekł szach. - O-by-wa-tel. Uśmiechnął się promiennie. - Takaru - obywatel. Obywatel - takaru."


Kurt Vonnegut, Pianola, tłum. Wacław Niepokólczycki, Warszawa 1996, s.30-32.

Komentarze

Popularne posty