W tłoku
Poszukiwania nowego terapeuty w toku. Poprzednią terapię musiałam zakończyć w związku z moją przeprowadzką do Krakowa. Gdy już jednak odżałowałam stratę Pani B., zabrałam się do wybadania terenu zgodnie ze wskazówkami, których mi udzieliła podczas naszego przedostatniego spotkania.
No i co? Ściana. W pierwszej przychodni, na którą namiary dostałam właśnie od B., rejestratorka oznajmiła mi, iż nie zapisują w chwili obecnej nowych pacjentów, gdyż ich lista jest zapełniona na... dwa lata do przodu.
W drugiej placówce poszło nieco lepiej. Ba, nawet miałam konsultację z superwizorem. Kobieta, wyglądająca niczym anioł z obrazów Van Eycka i pisząca wiecznym piórem, które napełniała według ściśle określonego, kompulsywnego rytuału, powiedziała [już po rozmowie], żebym zadzwoniła za dwa miesiące, aby potwierdzić swoją gotowość do uczęszczania na terapię - wtedy dopiero zostanę zapisana do kolejki. A wszystko to dlatego, że poradnia przechodzi właśnie reorganizację i nową listę pacjentów - po weryfikacji tych już oczekujących - zacznie tworzyć dopiero w maju. Więc jakby dobrze poszło, to na terapię dostałabym się może jeszcze w tym roku!
Nic tylko zaszczekać z "radości". Albo zawyć.
PS. Nie rozumiem fenomenu piosenki Pharrella Williamsa "Happy". Kurde, przecież to straszny gniot, więc skąd ta cała admiracja?!
Komentarze
Prześlij komentarz