Historysztuczenie
Zauważam u siebie proces historysztuczenia, tj. wydaje mi się, że pewne rzeczy związane ze sztuką są znane wszystkim, gdy tymczasem jest zupełnie inaczej. I w tym miejscu muszę Ci przyznać trochę racji Pio – sztukę współczesną trzeba także rozumieć. A żeby ją rozumieć, trzeba po prostu coś na jej temat wiedzieć. Oczywiście nie odwołuję w tym miejscu swojego twierdzenia, że w obrazie można się po prostu zakochać. Wręcz przeciwnie, nadal podtrzymuję swoje zdanie, że można kompletnie nic nie wiedzieć na temat nowoczesnego malarstwa, ale jeżeli ma się pewną skłonność do myślenia formą, do jej wyczuwania, to człowiek sobie poradzi. Ale nie wszyscy mają tę iskrę. Tak jest zresztą chyba ze wszystkimi zdolnościami – za Chiny ludowe nie napisałabym programu komputerowego, dla innych zaś to banalnie proste. Po prostu samo wychodzi.
Przy tym wychodzi pewien paradoks – jako społeczeństwo nie rozumiemy sztuki współczesnej, boimy się jej, ale jednocześnie stale z nią obcujemy i na co dzień jej używamy. Wystarczy wejść do kuchni i popatrzeć na toster, sokowirówkę, mikser czy żelazko. Albo wziąć do ręki komórkę. Czy też po prostu przejść się ulicą. Otacza nas nowoczesna architektura, korzystamy na co dzień z przedmiotów opierających się na nowoczesnym designie, który jest przecież integralną częścią sztuki XX i XXI wieku. I nie ma w nas żadnych oporów – wybieramy to, co nam się podoba. Czyli można powiedzieć, że nie kierujemy się rozumieniem sztuki, ale czystym w niej zakochaniem. A gdy przychodzimy do galerii na wystawę, to mówimy, że nie znamy się na sztuce.
Obserwuję to zjawisko już od dawna, ale dlaczego tak się dzieje – nie mam pojęcia. Może dlatego, że opinie krytyków zwykło się uważać za jakiś święty ołtarzyk, z którym nie można dyskutować, zostaje jedynie przed nim klęknąć i pochylić głowę. A tymczasem w dużej mierze opierają się one na indywidualnych upodobaniach piszącego (bo i tak też ma być), z którym można się zgadzać, bądź nie.
No zaraz, zaraz – jeżeli przyjmiemy, że każdy może mieć rację, to jak w takim razie rozpoznać tę DOBRĄ sztukę? Czy w takim razie są jakiekolwiek obiektywne przesłanki, pozwalające klasyfikować prace plastyczne jako „dzieła” i jako „kicz”? Nie wiem, choć mogłoby się wydawać, że powinnam. Na jakiej więc podstawie oceniam obrazy czy rzeźby? Zawsze zdaję sobie tylko jedno pytanie – czy bym powiesiła lub postawiła daną rzecz w swoim pokoju, bynajmniej nie kierując się kolorem jego ścian czy wyposażeniem. Bardzo to „profesjonalne” podejście, ale jak dotąd sprawdza się bez zarzutów. Jest chyba w tym szaleństwie jakaś metoda... ;-)
Przy tym wychodzi pewien paradoks – jako społeczeństwo nie rozumiemy sztuki współczesnej, boimy się jej, ale jednocześnie stale z nią obcujemy i na co dzień jej używamy. Wystarczy wejść do kuchni i popatrzeć na toster, sokowirówkę, mikser czy żelazko. Albo wziąć do ręki komórkę. Czy też po prostu przejść się ulicą. Otacza nas nowoczesna architektura, korzystamy na co dzień z przedmiotów opierających się na nowoczesnym designie, który jest przecież integralną częścią sztuki XX i XXI wieku. I nie ma w nas żadnych oporów – wybieramy to, co nam się podoba. Czyli można powiedzieć, że nie kierujemy się rozumieniem sztuki, ale czystym w niej zakochaniem. A gdy przychodzimy do galerii na wystawę, to mówimy, że nie znamy się na sztuce.
Obserwuję to zjawisko już od dawna, ale dlaczego tak się dzieje – nie mam pojęcia. Może dlatego, że opinie krytyków zwykło się uważać za jakiś święty ołtarzyk, z którym nie można dyskutować, zostaje jedynie przed nim klęknąć i pochylić głowę. A tymczasem w dużej mierze opierają się one na indywidualnych upodobaniach piszącego (bo i tak też ma być), z którym można się zgadzać, bądź nie.
No zaraz, zaraz – jeżeli przyjmiemy, że każdy może mieć rację, to jak w takim razie rozpoznać tę DOBRĄ sztukę? Czy w takim razie są jakiekolwiek obiektywne przesłanki, pozwalające klasyfikować prace plastyczne jako „dzieła” i jako „kicz”? Nie wiem, choć mogłoby się wydawać, że powinnam. Na jakiej więc podstawie oceniam obrazy czy rzeźby? Zawsze zdaję sobie tylko jedno pytanie – czy bym powiesiła lub postawiła daną rzecz w swoim pokoju, bynajmniej nie kierując się kolorem jego ścian czy wyposażeniem. Bardzo to „profesjonalne” podejście, ale jak dotąd sprawdza się bez zarzutów. Jest chyba w tym szaleństwie jakaś metoda... ;-)
nie omieszkam dorzucić coś z dziedziny estetyki
OdpowiedzUsuńOtóż podobno istnieją kryteria wyznaczające dzieło sztuki - tymi właśnie kryteriami zajmuje się sztuka. Jednym z takich kryteriów jest oczywiście Piękno. Polecam a propo tego felietonu np. pisma estetyczne Ingardena Tudzież bardziej współczesnych estetyków. Przyznaję się, że niestety zgnuśniałam ostatnio i dawno nie zaglądałam do owych dzieł :)Pozdrawiam
Dobrze, dobrze. Ale kryteria Piękna zmieniały się w ciągu wieków. Niegdyś obrazy Carravaggia budziły oburzenie, bo malował apostołów z brudnymi nogami. Dziś już nikt nie waży się powiedzieć, że nie mamy do czynienia z dziełem sztuki.
OdpowiedzUsuńA jeżeli żyjemy w czasach totalnego zrelatywizowania, to jak definiować Piękno?
każdy relatywizm musi mieć swoją barierę bo inaczej jak mamy żyć w świecie samych wzdględności Nie byłoby estetyki gdyby takich granic nie było. Nie byłoby nauki.
OdpowiedzUsuńToż jeden z mędrców narodu - Krzysztof Kononowicz - mówił, że niczego nie będzie. Więc? ;-)
OdpowiedzUsuńfajnie ujęte- ciekawe to spostrzeżenie o sztuce w okółko nas- hę! mam nową perspektywę;)
OdpowiedzUsuńSztuka rośnie wokół nas... :D
OdpowiedzUsuńZdanie sobie sprawy, że inni inaczej postrzegają świat i inaczej konstruują skojarzenia jest jednym z trudniejszych zadań jakie stoją przed nami.
OdpowiedzUsuńZakładamy, że inni myślą podobnie, mają podobne zdolności i możliwości. Jeżeli coś im nie wychodzi to niezdary jakieś. 'Przecież są takimi samymi ludźmi jak my, więc powinni potrafić'
Myślę że 'popularna sztuka' (tą którą widzimy w samochodach i komórkach) opiera się na kanonach. Sam design, jest jedynie uzupełnieniem funkcjonalnej całości.
Gdy jednak ktoś laicki wchodzi do galerii, wtedy bywa że, kilka kresek na płótnie trudno odnieść mu do czegoś funkcjonalnego, czegoś o walorach estetycznych. Być może zubożenie w myśleniu formą, o którym wspominałaś' jest jakąś przeszkodą.
Czasem mnie zastanawia, dlaczego rozwój sztuki poszedł, w tak trudnym w odbiorze dla ogółu, kierunku...
Pio
Poruszyłeś tu dość ważny problem, więc postaram się na niego odpowiedzieć w następnym poście z tej serii.
OdpowiedzUsuń