Memling

Ta książka nie była dla mnie. Moja starsza siostra zdawała do liceum plastycznego i ojciec kupił jej "Siedem wieków malarstwa europejskiego" Rzepińskiej jako repetytorium z historii sztuki. Ciekawość była jednak silniejsza. A on tam właśnie był...
Godzinami ślęczałam nad wydrukowaną na kredowym papierze kolorową reprodukcją dotykając wzrokiem każdej kreseczki i plamki. Soczyście zielone trawniki czy kędzierzawe włosy rudych aniołów... Ba, struktura kryształowych schodów do Raju wywoływała u mnie coś na kształt intelektualnego orgazmu. I ten kontrast: trwoga i ból piekielnej zagłady, zaś z drugiej strony - niewzruszony spokój Wieczności.
Jeżeli miałabym wskazać tylko jeden obraz, który pchnął mnie ku sztuce, to byłby to właśnie memlingowy "Sąd ostateczny". Stojąc przed nim w gdańskim muzeum nie czułam zawodu, jaki często pojawia się po konfrontacji reprodukcji i oryginału. Był dokładnie taki, jaki miał być - idealny. Czas się zatrzymał. Znowu miałam dziewięć lat.












Komentarze

Popularne posty