Ten Years After

Wtedy wszystko wyglądało inaczej: była noc, jechałam karetką i to nie koniecznie powodowana jakimś świadomym wyborem. Tym razem dotarłam do Kobierzyna po południu, po ponad godzinie spędzonej w dwóch autobusach i tramwaju, by z własnej, nieprzymuszonej woli zmierzyć się ze swoim wstydliwym demonem z przeszłości. 
To chyba jak z rakiem. Chemia albo naświetlania zabijają złośliwą tkankę, ale względna pewność, że "złe" znów nie zaatakuje przychodzi dopiero po kilku latach ciągłego monitorowania organizmu. Mnie nabywanie przekonania, że jest już po wszystkim, zajęło równą dekadę. Długo? Krótko? Nie wiem. Bo czy walkę z lękiem można w ogóle opisywać w takich kategoriach?

Wracając minęłam po drodze oddział 7A. Sikający pod drzewem pacjent zapytał mnie z rozbawieniem, czy dobrze mi w tym szpitalu. Odpowiedziałam, że nie jestem pacjentem. "To kim jesteś?" - zapytał zdziwiony. Odpowiedziałam: "Nie wiem. Ale mogę stąd wyjść i już nie wracać."







Komentarze

Popularne posty