There Comes A Time
W dzieciństwie bałam się nią chodzić, zwłaszcza tą nieosłoniętą węższą częścią. Myślałam, że się pode mną zawali, albo że porwie mnie z niej wiatr jak Dorotkę z Kansas. Dopiero w liceum przestałam się obawiać przechodzenia przez kładkę. Bo na drugim brzegu torów kolejowych było "miasto", a w nim sklepy muzyczne z płytami i kasetami, które rozniecały moją wyobraźnię do białości.
Kładka była także przejściem do pozarzeszowskiego wymiaru: to z peronu drugiego zawsze odjeżdżały pociągi dalekobieżne, w tym do Krakowa.
Gdy przedwczoraj wysiadłam z wagonu i zobaczyłam, że zamiast niej jest już ukończone eleganckie przejście podziemne, to lekko mnie wryło. Niby wiedziałam, że trwała przebudowa, że ją rozbierają, ale jej brak trzasnął mnie z liścia bardzo otrzeźwiająco. Peseloza nie ma litości dla nikogo.
Komentarze
Prześlij komentarz