Efekt uboczny

Nie samą pracą człowiek żyje. Ponad dwa tygodnie temu poszłam się odchamić: w Galerii na Najwyższym Poziomie odbył się kolejny wernisaż – tym razem zaprezentowano prace Mirosława Rusinka. Rusinek, rocznik 1976, urodził się w Rzeszowie. Jest absolwentem rzeszowskiego Liceum Plastycznego oraz krakowskiej ASP: otrzymał dyplom w pracowni malarstwa prof. Leszka Misiaka. Obecnie, prócz prowadzenia działalności artystycznej, jest również nauczycielem w rzeszowskim „Plastyku”. 
Patrząc na rusinkowe obrazy można by oczywiście się doszukiwać najróżniejszych analogii z historii malarstwa, zaczynając od Gustawa Klimta na Jerzym Nowosielskim kończąc. Albo też skupić się na rzeźbiarskich strukturach tych płócien. Wszystko to prawda, lecz nie powinno to dziwić w przypadku artysty kształconego w ramach akademickiego systemu nauczania, który przekazuje nie tylko tradycyjne rozwiązania formalne, ale z czasem wchłania także te nowe, niedawno jeszcze będące awangardowymi, czyli podejrzanymi ze swej natury pomysłami. Co innego zafrapowało mnie w tych obrazach, mianowicie patrząc na nie pomyślałam o tych wszystkich zasiedlających je kobietach: bo jeżeli ich nagie wizerunki nie są tylko powodem do zachwytu nad ich niewieścimi wdziękami, to w takim razie, jakie one rzeczywiście są? Czy świadomymi swej urody – a więc jednocześnie i władzy – kusicielkami, czy też pokornymi służebnicami współczesnego kanonu piękna? Upadłymi Madonnami w wielobarwnej glorii czy smutnymi królowymi, zagubionymi w bizantyńskim przepychu dzisiejszego życia? Prace Rusinka nie dają na te pytania jednoznacznych odpowiedzi i wydaje mi się, że to akurat dobrze – o kobietach chyba nie da się opowiadać w jednoznaczny sposób. Nie przypuszczam jednak, by były one artystyczną prowokacją, celowo obnażającą stereotypy funkcjonujące w kulturze. To raczej przypadkowy efekt „uboczny”, choć przyznam, że mile przeze mnie widziany, bowiem zmuszający do refleksji, zaś myślenie jest tą odmianą masochizmu, która koniec końców przynosi najwięcej korzyści. 

Wystawę tę można jeszcze obejrzeć w siedzibie Elekromontażu przy ul. Słowackiego. Oto link do strony jej organizatora, Podkarpackiej Zachęty, pod którym można zobaczyć zdjęcia z wernisażu: Moja Najgrubszość pojawia się na ujęciach nr 10 i 11 ;-) http://podkarpackazacheta.pl/miroslaw-rusinek-malarstwo,149.html

Poniżej zaś dodaję od siebie kilka własnych fotek rusinkowych kompozycji, które mi się szczególnie spodobały.



























Komentarze

  1. no proszę
    sztuka a zdatna do oglądania nawet

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że by się jeszcze coś znalazło. ;-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty