Radiomiodek

Moje pierwsze zetknięcie się z muzyką Radiohead? Wczesne i nieświadome. Miałam jakieś dwanaście, trzynaście lat, gdy starsza siostra przyniosła od koleżanki kasetę. Był to typowy składak radiowy robiony na domowym magnetofonie. Pośród tych wszystkich różności był również „Creep”, który pomimo mojej totalnej nieznajomości angielskiego, bardzo mi się spodobał. Co zabawniejsze, bardzo długo nie wiedziałam, jak nazywa się zespół, który go wykonuje (siostra także nie pamiętała jego nazwy). Muzyka Radiohead była dla mnie tak mglistym i odległym pojęciem, że właściwie w mojej głowie nie istniało powiązanie przyczynowo-skutkowe Radiohead – „Creep”. Owszem, czytałam o tej grupie w muzycznych felietonach czy recenzjach, ale gdy za każdym razem widziałam przy niej słowo „alternatywny”, to aż mnie wzdrygało. Ten przymiotnik nie kojarzy się dobrze – zwłaszcza w Polsce. Człowiek od małego jest oswajany z medialną sieczką, czasem na wyższym, czasem na niższym poziomie, w której nie ma miejsca na muzykę nieco trudniejszą w odbiorze. „Alternatywny” znaczy w tym kontekście tyle, co „dziwny”, „nienormalny”, „kto by tego słuchał” itd. A że człowiek za młodu był głupi i nie męczył się myśleniem, to zwyczajnie nie sprawdził, jak ta „dziwna” kapela brzmi.
Gdzieś na początku 2008 roku usłyszałam w audycji Piotra Kaczkowskiego „Jigsaw falling into place”. I doznałam czegoś na kształt oświecenia. Ta piosenka przeorała moje uszy. Wiedziałam, że muszę sięgnąć po płytę, z której pochodzi. I sięgnęłam. „Jezu, co to???” – pomyślałam z przerażeniem po pierwszym przesłuchaniu. Więcej mi się na tym albumie nie podobało niż podobało. Jednak było parę utworów, które w jakiś znany tylko sobie sposób przyciągały mnie do siebie, np. „15 step”. Młóciłam więc tę płytę w odtwarzaczu wielokrotnie. W końcu zrozumiałam, że moje podejście do niej jest z gruntu niewłaściwe. Próbowałam ją uchwycić jako album z muzyką rozrywkową (rockiem czy popem), ale ona wymagała zupełnie innego sposobu pojmowania – takiego jak w jazzie. Istotą tej muzyki jest skłonność do jammowania, do różnicowania faktur, zestawiania bardzo wyrafinowanych brzmień instrumentów, śpiew wokalisty, operującego charakterystycznym falsetem, ale przede wszystkim otwartość, albo też niechęć przed zamykaniem się w jednym, określonym gatunku muzycznym. I za to właśnie ich najbardziej lubię.
A to jako pionta do tej laurki:

Komentarze

Popularne posty