Klaun

No i stało się. Piąty dzień leżenia w łóżku mam za sobą. Już nie pluję krwią, trzydziestodziewięciostopniowa gorączka w końcu spadła. Kaszel męczy mnie nadal, ale przynajmniej już nie rozrywa żeber i pleców, więc nie jest źle. Mogę więc spokojnie sobie usiąść pod pierzynką i wyłapywać wzrokiem śmiesznostki w „Foto-Kurierze”. Prawie jak na urlopie. Prawie. Żal tylko, że tak niewiele osób pomyślało, że można mnie jakoś w tym całym chorowaniu wesprzeć, np. zadzwonić. Ale to jest chyba wspólny los wszystkich klaunów – poza naszą roześmianą gębą ludzie nie widzą nic. Nie widzą, nie chcą widzieć. Nie pozostaje więc nic, jak tylko się nad tym wszystkim… roześmiać. Reszta, dla przeciwwagi, pozostanie w oczach.

Komentarze

  1. Jowitka, lubimy Twoje smutne oczy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Też je lubię, tyle, że bez przymiotnika "smutne". Naprawdę ciężko być zabawką, która - jak się popsuje - jest odstawiana do kąta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omatkobosko, jak mogłaś się tak rozchorować! Te wszystkie ciepłe barchany są bardzo konieczne!
      Posyłam ozdrowieńcze uściski do klatki piersiowej!!!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty