Prelude to the End of the Game
Spacerkiem, spacerkiem, ale tak naprawdę z językiem na bordzie. Mój staż w pewnej rzeszowskiej galerii zmierza ku końcowi, przeto moje szefostwo zaczyna mnie poganiać kijasem w sprawie materiałów o rzeszowskich artystach. Mam taką cichą nadzieję, że dadzą mi czas do poniedziałku. Jeśli tak, to parę zarwanych nocek i powinnam skończyć redagowanie biogramów. Wszystkie na pewno nie bedą cacy, bo z niektórymi artystami nie udało mi się skontaktować, by uzupełnili dane o swoich wystawach. A bywało też tak, iż przychodził do mnie delikwent i mówił: "Bo wie Pani, ja to mam po pięć wystaw indywidualnych rocznie", na co grzecznie odpowiadałam: "To warto byłoby to pokazać". Pan obiecywał więc, że przyniesie wspomniane wyżej materiały w ciągu tygodnia lub dwóch, po czym znikał jak duch. Było to na początku października i nie widziałam go do tej pory. Będą więc biogramy na ponad dwie strony szczelnie zapełnione informacjami, inne zaś będą zajmowały ledwie kilka linijek tekstu.
Gorzej jest z komentarzami do twórczości. Brak ilustracji prac w wielu przypadkach sprawi, że w weekend będę się musiała zrobić coś z niczego. Biorąc pod uwagę moje ludzkie ograniczenia - sama sobie życzę powodzenia. Podobno człowiek bywa w stresie bardzo kreatywny. Oby.
Ale najgorsze jest w tym wszystkim to, że... cholernie nie chce mi się tego robić. Heh...
Komentarze
Prześlij komentarz