Młyn
Dwie jedenastki w pracy pod rząd. Moja lista wieczornych zajęć ogranicza się do prostych czynności: jeść, sikać, napić się herbaty, może wziąć prysznic, spać. Już nawet nie mam siły się denerwować, gdy przypomnę sobie, ile razy zapytano mnie dziś o rabat. Nie no, może jednak trochę mnie to wkur... wkurza. Szanowni Klienci. Zapamiętajcie sobie raz na zawsze: "Rabat to stolica Maroka".
Patrzę na rozbebeszone łóżko - stoi takie od rana, gdyż znowu wylatywałam z domu z prędkością światła. Mimo, że mózg mam kompletnie wyprany przez sączące się z głośników w Millenium Hell świąteczno-zimowe dżingle, dziwne pytania klientów czy ciągłe bieganie po galeryjnych sąsiadach z prośbą, by rozmienili mi kasę, to nie mam ochoty iść spać. Mózg jeszcze ciągle analizuje: czy tendecja sprzedaży się utrzyma albo czy czegoś nie zapomniałam napisać następnej zmianie. Kac przyjdzie jutro - wraz z kolejną smóżką podskórnego bólu przy skroniach lub w prawym oczodole. Stara znajoma, pani Migrena, jednak o mnie nie zapomniała i od miesiąca stale jest ze mną. A potem przyjdzie kolejny dzień - i kolejna jedenastka. Młyńskie koło przedświątecznego handlu znowu zatoczy pełny obrót. Na Wasze własne, niezbyt świadome życzenie. A jeżeli Was nieco "przemieli", to płakać nie będę - w końcu z tego żyję. A chce mi się żyć. Mimo tej podskórnej smóżki bólu.
Komentarze
Prześlij komentarz