Nic nie jest takie, jakby się mogło wydawać - encore
W „Gorączce sobotniej nocy” jest taka scena, gdy Tony i Stephenie wracają z kolejnej próby przygotowującej ich do wielkiego konkursu tanecznego w „Odyssey 2001”. W pewnym momencie Tony pyta swoją partnerkę, czy wydaje jej się człowiekiem interesującym i inteligentnym. Stephenie najpierw się śmieje – pewnie nie podejrzewała go o tak duże kompleksy, ale po chwili, już z większą powagą, rzuca swoje „maybe”. Na twarzy Tonego rysuje się wówczas szeroki uśmiech zadowolenia: zobaczono w nim kogoś więcej niż szczeniowatego głupka, ktoś lekko pomasował jego zdeptane, sprowadzone do parteru ego.
Myli się ten, kto uważa mój blog za ekstrawertyczny. Ilekroć słyszę ten zarzut, śmieję się w duchu na myśl, jak wielu rzeczy tu nie opisuję. Dla higieny psychicznej nie mam zamiaru tego zmieniać. Mogę jedynie powiedzieć, że jako człowiek skrajnie niedowartościowany [nie radzę podważać, bo nawet pani B., mój psychol, się ze mną zgadza, a to nie zdarza się zbyt często] bardzo dobrze rozumiem Tonego: sama bardzo często próbuję zbudować w sobie pozytywny obraz siebie w oparciu o opinie innych. Jeżeli nigdy nie otrzymywało się na swój temat jakiejkolwiek pozytywnej informacji zwrotnej, to pochwał łaknie się jak niepodlewana latami okienna roślina. Bardzo ciężko jest zbudować przeciwwagę do myśli samozgnajających tylko i wyłącznie przy pomocy logiki.
Tak, blog redaguję przede wszystkim dla siebie, ale nie chcę, by to, co na nim robię trafiało w próżnię. A trudno odnosić inne wrażenie, skoro rzadko komentujecie moje teksty. Ktoś powiedział, że to oczywiste, że się podobają. Nic nie jest oczywiste, nawet dzieci to wiedzą. Szkoda, że dorośli o tym nie pamiętają… Bardzo bym też prosiła, abyście nie pocieszali mnie poprzez dewaluację mojej blogowej działalności [że niby można zrobić coś bardziej "ambitnego"], gdyż tym samym strzelacie do kosza niemal dwa lata mojej ciężkiej pracy – przede wszystkim nad sobą, gdyż pisanie i fotografowanie, będąc pod wpływem leków psychotropowych, do najłatwiejszych nie należy. Rozumiem, że chcecie dobrze, ale „dobre rady” zamiast pomóc potrafią czasem dobić, dlatego sama staram się udzielać ich jak najrzadziej.
Mam nadzieję, że wyraziłam się w miarę jasno i że już więcej nie będę musiała nachalnie żebrać, by do mojego kapelusza wpadło jakieś dobre słowo.
oj, nie czytałam Twojego bloga już bardzo długo!! To z tego względu, że mam troche na głowie, ale dziś mili panowie podłączyli mi wi-fi i internet mam wreszcie na laptopie,a nie tylko na komputerze stacjonarnym, a na lapku mam link do Twojego bloga w zakładkach, więc będę częstszym gościem. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń@ Karola
OdpowiedzUsuń:-)
I jeszcze PS do wszystkich, którzy to czytali lub czytać będą. Nie mam zamiaru nikogo łajać i obsztorcowywać. Po prostu piszę co czuję i jak to wszystko wygląda z mojej strony. Może nie raz przesadzam, ale wiem, że moje pragnienie akceptacji u ludzi nie jest bezzasadne. Jednym słowem - tak, potrzebuję poklepania po główce, bo nikt tego nigdy wobec mnie nie robił.
Pozdrawiam
JM
ah my dorośli to co ważne powinno być OCZYwiste, a w zabieganiu zapominamy o szczegółach. Po prostu człowiek znieczula się na pewne sprawy tak, żeby łatwiej było bombardować, torpedować, mielić... Buźka :)
OdpowiedzUsuńJa zaglądam i czytam, choć nie zawsze komentuję. Bardzo mi się podoba osobisty ton Twoich wpisów. Czuć w nich autentyzm, szczerość. A tak poza tym po prostu Cię polubiłem, choć nigdy się nie spotkaliśmy. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuńJestem zauroczony tym blogiem. Trafiłem przypadkiem. Jest 1:30, myślę, że do rana skończę go czytać.
OdpowiedzUsuń/Ł
Niezłe tempo. Ja bym tyle nie wchłonęła. Chyba się uwsteczniam umysłowo. ;-)
OdpowiedzUsuńNiestety nie dałem rady w jedną noc. Bałem się snów o fotografowanych martwych gołębiach:) Z przyjemnością kończę czytanie dziś:) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń