Zarzekała się żaba błota...
A jednak. Chadzam na psychoterapię. Wszelkie deklaracje są nic nie warte. Jednak tym razem obrałam całkowicie inną strategię: jestem bezczelnie szczera wobec psycholożki [swoją drogą, dlaczego ten zawód jest tak potwornie sfeminizowany?!] i... Chyba mi zrobiono jakąś dziurkę w ciele, której z wolna wycieka złość. Czy to dobrze? Właściwie, to nie wiem. Boję się, że całkowicie stępieję. Że nie będę miała oleju napędowego do pisania i wystarczających sił, by odpyskowywać głupim a mającym zbyt wysokie o sobie mniemanie artystom. Gdzie jest ta zasrana granica obrony suwerenności własnego „ja”? Czy jej utrata jest ceną za szczęście? Czy warto ją przekraczać? Rzesz…
Komentarze
Prześlij komentarz