Kronika absurdu, cz. 2

Sobota, 2 października
W jednym z rzeszowskich hipermarketów.





Niedziela, 3 października
Wysyłam emaile do artystów (których biogramy redaguję) z prośbą o udostępnienie informacji na temat wystaw, w których brali udział. Piszę m. in. do pani H. Pani H. ma swoją stronę internetową, na której podaje informacje o swojej działalności twórczej, ale niezbyt aktualne. Proszę ją więc o informacje o bieżących ekspozycjach:
„Szanowna Pani.
Rzeszowskie (nazwa galerii) zamierza poświęcić jedną ze swych publikacji artystom związanym z Rzeszowem. Byłabym Pani niezwykle wdzięczna za udzielenie kilku ważnych informacji dotyczących Pani działalności twórczej, zwłaszcza wystaw indywidualnych i zbiorowych, w których brała Paniu dział, a także nagród, jakie Pani otrzymała. Z góry bardzo dziękuję za odpowiedź.
Z wyrazami szacunku (i podaję swe nazwisko)”

Pośród korespondencji, która nadchodzi godzinę później, zawierającej parę kompletnych artystycznych CV, jest i email od pani H., która pisze tak:
„Witam
Jestem ciekawa szczegółów tego przedsięwzięcia. Podaję swój numer telefonu (i podaje na komórkę i domowy)
Pozdrawiam”
„Hmmm – myślę – po kiego wynaleziono email? Czy muszę specjalnie dzwonić do tej kobiety, by powiedzieć jej to, co mogłabym ZA DARMO napisać? Trudno, jest późno – zjem tę żabę jutro.” I poszłam spać.

Poniedziałek, 4 października
Po dziesiątej dzwonię na podany przez panią H. numer telefonu komórkowego. Pani H. odbiera i po tym jak się przedstawiłam oznajmia mi, że „teraz prowadzi” i proponuje, bym zadzwoniła „za pięć minut”. Odkładam więc słuchawkę i czekam. Nie minęło jeszcze owych pięć minut, gdy moja komórka dzwoni. Odbieram – to pani H. Mówię:
- Dzień dobry. Ja w sprawie tych informacji, o których pisałam w emailu.
- A tak, tak, a czy mogłabym wiedzieć, jaki jest pani status w (i tu pada nazwa galerii, w której stażuję)? Bo ja dzwoniłam tam rano i powiedzieli, że Pani tam nie pracuje.
W pamięci szybko odnajduję tekst swojego listu – nie pisałam, że jestem pracownikiem galerii. Zaciskam więc zęby i nadal bardzo uprzejmym tonem tłumaczę:
- W (pada nazwa galerii) jestem na stażu, zaś moim bezpośrednim przełożonym w tym projekcie jest (pada nazwisko). Jestem osobą odpowiedzialną za zbieranie informacji do biogramów.
- Ahaaaa…
I dalej rozmowa poszła już gładko.
W całej tej sprawie zastanawiają mnie dwie rzeczy. Po pierwsze: dlaczego osoba odbierająca telefon w galerii nie powiedziała, kim jestem i czym się w niej zajmuję. A po drugie: jak daleko może sięgać ludzka ostrożność, czy raczej podejrzliwość? Rozumiem, że ktoś może się zaniepokoić, gdy ktoś nieznajomy pyta go za pomocą emaila o adres zamieszkania, PESEL czy imiona psów. Dom można podpalić, PESEL wykorzystać do wzięcia kredytu na cudze nazwisko, psy porwać dla okupu lub zgwałcić. Ale do jakiego złego celu mogą być użyte informacje o zorganizowanych wystawach indywidualnych i udziale w ekspozycjach zbiorowych?! Ma ktoś jakiś pomysł?

Ten sam dzień. Południe. Z okna mojego pracowniczego królestwa na trzecim piętrze. Jak uroczo (patrz - czerwone kółeczko)! A między samochodami już czatuje straż miejska...

Komentarze

  1. Niektórzy są po prostu zdrowo popieprzeni na własnym punkcie, a ta pani zapewne chciała wierzyć że ktoś szuka o niej informacji nie tylko dlatego, ze musi ;).
    Snae

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie to mam zadatki na szalonego, maniakalnego fana. Może kobieta to wyczuła za pomocą internetowego łącza. Jeżeli tak, to ma wieeelki dar. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Stawiam jednak na rozbuchane ego i znajdywanie przyjemnosci w przypieprzaniu się do wszystkiego.
    Snae

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty