Tajemniczy ogród

To będzie taka kontynuacja wątku podjętego w tym poście: http://borninthe80.blogspot.com/2010/10/dlaczego-taka-trudna-sztuka-wspoczesna.html

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Wchodzimy do muzeum. Obok siebie wiszą dwa obrazy. Jeden taki…



a drugi taki…


Z pozoru dzieli je wszystko, jednakże oba wyrosły z tego samego pnia. Ale żeby to zobaczyć, trzeba się nieco cofnąć w czasie.
XVIII wiek to okres szczególny. O ile rewolucje wybuchają szybko i równie szybko gasną, tak trwałe zmiany są na pierwszy rzut oka niezauważalne, ale po wielu jarzą niczym kolorowe neony. Do baroku włącznie artyści uważali, że są bezpośrednimi kontynuatorami sztuki antyku. To nic, że cycate i brzuchate baby z obrazów Rubensa nie miały odpowiedników w sztuce starożytnej. Niemniej, Rubens czuł się spadkobiercą antyku i w tym duchu tworzył. Ale w XVIII stuleciu stało się coś zadziwiającego: filozofowie i artyści stwierdzili, że należy powrócić do sztuki antycznej i to nie na zasadzie takiego twórczego freestyle’u, lecz w sposób niemal archeologiczny. Fakt, odkopano Pompeje i Herkulanum, a mózg ludzki jest bardzo podatny na bodźce. Zachodzi więc zmiana, sztuka powraca do antyku, a raczej przebiera się w jego płaszcz.
Ale skoro można było wbić się w starożytną togę, to może i z konfekcją innych epok da się zrobić tak samo? I w XIX wieku takie przebieranki praktykowano bardzo często.


FORMA WIĘC STAJE SIĘ RUCHOMA I ZMIENNA, TĘ SAMĄ TREŚĆ MOŻNA PRZEKAZAĆ NA RÓŻNE SPOSOBY. Przykładowo, można namalować dzieci bawiące się na podwórku przy dziewiętnastowiecznej chałupie, ale można też namalować te same dzieci biegające po gościńcu, prowadzącym do średniowiecznego zamku. Generalnie głównym problemem sztuki staje się wybór między drewnianym sabotem a żółtą ciżemką. A stąd już nie tak daleko do tego kanonicznego wręcz stwierdzenia Maurice’a Denisa (1870-1943) że „obraz, zanim stanie się bojowym rumakiem, nagą kobietą, anegdotą, czy czymkolwiek innym, jest najpierw i przede wszystkim płaską powierzchnią, pokrytą w pewnym porządku kolorami.” Denis nie tyle doznaje oświecenia i mówi coś, czego nikt nie wie. Nie, on po prostu stwierdza fakt, opisuje sytuację zastaną. ALE TO WŁAŚNIE SŁOWA WYPOWIEDZIANE KREUJĄ RZECZYWISTOŚĆ. Jeżeli pokolenie Denisa zdało sobie sprawę, że dane pojęcie lub temat można przedstawić za pomocą realistycznej sceny, ale i również kilku plam i kresek, to sprawa zaczyna wyglądać zupełnie inaczej. Rozwój sztuki po prostu przyspieszył, gdyż artyści zaczęli gorączkowo poszukiwać inspiracji formalnych odmiennych niż te oferowane przez tradycję europejskiej sztuki. Znaleźli się przed ścianą wysokiego, betonowego ogrodzenia, a więc i przed decyzją: zostać, albo wspinać się po murze, by zobaczyć, co jest w drugiej części ogrodu. Życie pokazało, że się nie zawahali.




PS. W tekście wykorzystałam obrazy - kolejno: Portret sierżanta Ernesta Meissoniera (1874), pierwszą abstrakcyjną akwarelę Wassilija Kandinsky'ego (1910), Kozacy piszą list do sułtana Mehmeda IV Ilji Repina (1880-1891) oraz Taitański pejzaż Paula Gaugina (1893).

Komentarze

  1. Proces powstawania pomysłów na nowe ujęcie pewnych pojęć coraz bardziej rozumiem ;)

    Jeżeli obok realistycznego zobrazowania ważnych współcześnie pojęć, owe pojęcia będą obrazowane przy pomocy kilku plam i kresek to nie będzie tragedii. Jeżeli jednak abstrakcja (przynajmniej dla przeciętnego odbiorcy) będzie wypierać, artystyczny realizm, to... podział na sztukę dla mas i dla tych wybranych będzie się pogłębiał...

    Myślę jednak, że póki są osoby gotowe tłumaczyć "plamki i kreski" oraz gotowe zarażać innych swą fascynacją do tak ujętych zobrazowań, to sztuka jednak będzie nas rozwijała.
    Że tak z nutką optymizmu zakończę... :)

    Pio

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty