Bywajcie zdrowi!
Chyba idę do pracy. Piszę „chyba”, gdyż jeszcze nie mam podpisanej umowy i wszystko może się zdarzyć. Piszę „idę”, bo pracodawca wysłał mnie na badania lekarskie, które uskuteczniałam dzisiaj przed południem. Była to moja pierwsza wizyta w przychodni medycyny pracy, jednakże mimo braku bezpośredniej styczności z taką placówką, byłam – przez rodzinę – mentalnie przygotowana na to, co może mnie tam czekać. Jednakże w takich miejscach zawsze trzeba zachować zdrowy rozsądek, gdyż nie wszystko da się przewidzieć.
Gdy przyszłam o siódmej rano, kolejka osób do rejestracji zakręcała na wąskim korytarzu starej willi przy ul. Jagiellońskiej kilkakrotnie. Z racji tego, że studia nauczyły mnie czekać w ogonkach o wiele dłuższych, stanęłam więc spokojnie na jego końcu. Jednak dla innych takie morze głów w jednym wąziutkim pomieszczeniu było „szczytem szczytów” i podejrzewam, że właśnie w trosce o tych zszokowanych pacjentów personel przychodni rozwiesił w hallu ogłoszenia następującej treści:
„Proszę się nie obawiać widząc w niektóre dni rano dużą kolejkę w poczekalni, bo szybko i kompleksowo obsługujemy wszystkich. Po 3 – 4 godzinach jest już pusto.”
Na jednym ze szkoleń organizowanych przez Urząd Pracy prowadząca zajęcia headhunterka powiedziała, że gdy pracodawca zapyta nas o nasze wady, to powinniśmy odpowiadać szczerze, ale jednocześnie nasze złe strony przekuwać na zalety. Jak pizzę kocham, cytowany wyżej przykład jest tego doskonałym przykładem. Problem w tym, że dzień wcześniej byłam w owej przychodni, by dowiedzieć się, jakie dokumenty mam ze sobą przynieść na badania: na zegarku tykała mi jedenasta, a kolejka kwitła sobie w najlepsze.
No dobra, zarejestrowałam się i znów oczekiwanie – tym razem do okulisty. W poczekalni, położonej już na innej, niższej kondygnacji było o wiele więcej miejsca i telewizor zawieszony na ścianie. Akurat leciała końcówka tzw. bloku wyborczego, zaś za jakieś dziesięć minut miało się zacząć pasmo programów dla dzieci. I w tych pięknych okolicznościach przyrody, gdy z pewnością niejedno dziecię oczekiwało przed ekranem na swoje ulubione bajeczki, poleciał spot wyborczy, w którym ukontentowany z polityki obecnego rządu człowiek wiesza się na suficie. Co prawda scena ta nie została pokazana dosłownie, ale widok męskich stóp w kapciach najpierw drgających konwulsyjnie, a potem już spokojnie widzących nad dywanem nie pozostawia najmniejszej wątpliwości o co chodzi. Pomijając wszelką politykę, słuszność, bądź niesłuszność tej reklamy pytam: kto ku… puszcza coś takiego o ósmej rano, gdy małe szczyle zasiadają do domowego przedszkola?! Telewizja realizująca misję? Nie no, przecież ta, między poszczególnymi spotami, wyświetla planszę, iż nie odpowiada za treści przygotowane przez komitety wyborcze. Zaś w poczekalni przez chwilę rośnie konsternacja: wszyscy pewnie się zastanawiają, jak tu czterolatkowi, który przypadkiem trafił na te „cudowne obrazy” wytłumaczyć czym jest samobójstwo? Zwłaszcza, że i dla dorosłych jest to temat tabu.
I na koniec szybka instrukcja, jak należy kichać i dlaczego. Uwaga: zawsze kichamy w jednorazową chusteczkę, którą niezwłocznie powinniśmy wyrzucić do kosza na śmieci. Ewentualnie, gdy nie mamy przy sobie chusteczek, kichajmy w rękaw ubrania na wysokości stawu łokciowego. A dlaczego przykładowo nie w dłoń? Dzisiaj pewien pan w kolejce do rejestracji miał okropny katar, połączony z mokrym kaszlem. Gdy podszedł do lady rejestratorek, odchrząknął kilka razy w dłoń, po czym oparł ją tam, gdzie wszyscy kładą swoje dokumenty, teczki, torby i dłonie, czyli na ladzie właśnie. Cała jego zaraza została więc w przychodni, miejscu, do którego pielgrzymujemy przecież po zdrowie.
Przychodnia to miejsce niesamowitych przygód.
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki!
Gratulacje! I powodzenia. :)
OdpowiedzUsuń"Nie dziękuję", bo bywam przesądna. To na razie na okres próbny. No i oczywiście nie w zawodzie.
OdpowiedzUsuń