Czołg
Człowiek musi się czasem zatrzymać. Na krócej, na dłużej, ale jednak. A ten, który się zatrzymuje widzi bez wątpienia więcej niż biegnący. Depresja jest takim dłuższym przystankiem, a dzięki temu intensywność obserwacji wzrasta. Wyłapuje się o wiele więcej szczegółów, mimo (a może dzięki temu), że świat jest odgrodzony niewidzialną szybą.
Pamiętam jak dziś pewną rozmowę, w czerwcu 2006 roku. Osoba, z którą rozmawiałam, niewiedząc, że jestem chora, zapytała co u mnie słychać. Jakoś nie miałam ochoty wciskać kitu, że wszystko jest w należytym porządku i szczerze, choć bez krępujących szczegółów, powiedziałam o swoich problemach zdrowotnych. Osoba ta, spojrzawszy na mnie ze zdziwieniem, zażenowaniem, a także i obawą, stwierdziła, że depresji po mnie nie widać. Po prostu mnie zatkało. Pomyślałam sobie: "Ja pier... ę! Jak ludzie wyobrażają sobie depresję? Że nie wyglądam jak jakieś rozczochrane i zapłakane zombie? No nie wyglądam, bo od sześciu tygodni ćpam psychotropy i dzięki temu mogę normalnie funkcjonować: wstaję z łóżka, myję się, jem, śmieję się itd., czyli robię rzeczy, które zdrowym ludziom nie nastręczają większych trudności."
To, że depresja i chorzy na nią są w tym kraju postrzegani przez pryzmat stereotypu, jaki wykształcił się w kulturze popularnej, to normalne. Zastanawiało mnie natomiast coś innego. Ludzie akceptują stereotyp wtedy, gdy nie chcą sobie zadawać trudu, by poznać kogoś lub coś głębiej. A więc pytanie: dlaczego nie chcą? Myślę, że jest wiele powodów, ale głównym jest strach. Strach przed chorymi - osobami, które widzą o wiele więcej niż zdrowi i dzielą się swoimi spostrzeżeniami bez skrępowania. Bez zahamowań przed mówieniem prawdy prosto w oczy, które są gwarantem spójności społecznej. Są więc potencjalnie niebezpieczni.
Bynajmniej bycie "czołgiem" nie jest rodzajem misji. Gorzej, bo sam chory tego szczególnego "daru" nie chce. Nie ma jednak wyjścia: musi go przyjąć. A gdy wyzdrowieje, nic nie będzie takie, jak było przedtem.
Komentarze
Prześlij komentarz