Nakaz radości
Może to się wydać lekko kontrowersyjne, ale wczoraj po raz kolejny nałożyłam na siebie nakaz radości. Czymże on jest? Z grubsza chodzi o to, by w czasach, w których społeczeństwo ogarnia smutek i zaduma, robić coś dokładnie odwrotnego, czyli cieszyć się z życia i wszystkiego, co spotka się na drodze. Dlaczego? Bo chorując na depresję smucę się i dumam wtedy, gdy śmieje się świat. To rodzaj zachowania równowagi, zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej.
Już myślałam, że nie uda mi się dzisiaj wykonać tego nakazu, ale po drodze z Baranówki napotkałam coś, co wspaniale wpisuje się w przezabawny ciąg polskich firm, mających idiotyczne nazwy. Dobrze, że miałam przy sobie telefon. ;-)
Już myślałam, że nie uda mi się dzisiaj wykonać tego nakazu, ale po drodze z Baranówki napotkałam coś, co wspaniale wpisuje się w przezabawny ciąg polskich firm, mających idiotyczne nazwy. Dobrze, że miałam przy sobie telefon. ;-)
Dodam tylko, że - wedle wierzeń hinduistycznych - to skupiska mistycznej energii wewnątrz Ziemi. Jedno z nich jest podobno na Wawelu. No to teraz mamy drugie. ;-)
OdpowiedzUsuń