I can feel it

Pierwszy raz widziałam ten film będąc chyba w piątej klasie podstawówki. Nie dałam rady obejrzeć go do końca i zasnęłam, ponieważ telewizja wyemitowała go o jakieś zabójczo późnej porze. Zresztą tak zawsze się dzieje w przypadku filmów, które wymagają myślenia. Ale pomimo tego obraz ten zafascynował mnie na tyle, że postanowiłam go przy najbliższej okazji oglądnąć raz jeszcze. Minęło trochę czasu nim nadarzyła mi do tego sposobność, ale wytrwałam w swym postanowieniu i do dzisiaj tego nie żałuję.
Trudno jest pisać o "Odysei Kosmicznej: 2001" Stanleya Kubricka, filozoficznej paraboli, opowiadającej o Ludzkości, Obcych, Sztucznej Inteligencji, Postępie i Bogu, mieszcząc się w jednym poście. Filmie opowiedzianym za pomocą przede wszystkim środków wizualnych, a nie konwencjonalnej narracji. Jakże genialnych środków wizulanych! Moje oko historyka sztuki cieszy zarówno minimalistyczny design wnętrz, sprzętów oraz ubiorów, jakie można zaobserwować podczas podróży i w czasie pobytu na Księżycu doktora Floyda oraz na pokładzie Discovery, ale również i neostylowe, trochę już postmodernistyczne w duchu, wyposażenie apartamentu, w którym przebywał David Bowman przed przemianą w Gwiezdne Dziecko.





Także wizualizacja niesamowitej podróży Bowmana do gwiazd nosi piętno powojennego malarstwa abstrakcyjnego.

Ale dla mnie "Odyseja" jest przede wszystkim filmem o uczuciach: o odwadze i pysze, która popycha Człowieka do odkrywania najdlaszych wszechświatów, o dumie i radości z możliwości przemiany świata za pomocą rozumu, o chęci zdobywania i dominacji, o determinacji osamotnionego kosmonauty i wreszcie o strachu psychicznie chorego komputera.

I tak na koniec, jako rodzaj pionty, scena śmierci HALa, chyba najpiękniejsza scena morderstwa istoty... czującej (?), choć nie ludzkiej. Po prostu kocham ten film.

http://www.youtube.com/watch?v=85wCw3ArNhs

Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam ten wieczorny seans z Odyseją Kosmiczną. Hmm.. 7 albo 8 klasa. Wytrwałem do końca zauroczony. Później oglądnąłem ten film kilka razy, jak i pozostałe filmy Kubricka.

    To, co mnie urzeka w tym filmie to jego "nie-filmowość" - chociażby to, że pierwsze dialogi pojawiają się dopiero po kilkudziesięciu minutach i główni bohaterowie po godzinie.

    A najgorsze jest to, że takich filmów już się teraz nie robi.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty