Mgła
Mgła. Jakże przedstawić coś, czego obecność się czuje, ale zarazem nie da się tego wziąć do ręki i ścisnąć? Można wskrzeszać impresjonistycznego trupa, tylko jaki jest sens powrotu do nieco archaizującego już języka, jeżeli nie jest on twórczym pastiszem tylko ortodoksyjną, bezmyślną kopią? Można to ulotne zjawisko atmosferyczne przekształcić w znak graficzny, czyli nie skupiać się na samym jego wyglądzie, lecz raczej na skutkach, jakie jego występowanie powoduje. Czyli na mgle, jako czymś mającym zdolność częściowego a czasami nawet całkowitego przesłaniania/zasłaniania przedmiotów i przestrzeni. I Waldek właśnie tak zrobił, przy czym ta jego malarska „definicja” tego zjawiska to definicja à rebours. Gruba linia mięsistej, gęstej farby, przez którą częściowo prześwituje tło to takie swoiste puszczenie oka do widza. Niema słyszy się z obrazu pełne udawanego oburzenia pytanie” „To nie mgła?! Jak to?! Przecież wszystko niemal jest tak samo”. No właśnie, niemal. ;-)
"mgła IV", 67 x 57,5 cm, technika mieszana, pilśnia, 2009.
"XVII", 2009.
"XXVII", 70 x 50 cm, technika mieszana, papier, 2009.
Komentarze
Prześlij komentarz