Sztuka do bicia

Skoro istnieje „sztuka do zjedzenia”, to siłą rzeczy musi ona mieć jakieś przeciwieństwo. No i ma – „sztukę do bicia”, którą częściowo utożsamiam z pojęciem „sztuka z przesłaniem” Bożeny Kowalskiej [http://borninthe80.blogspot.com/2010/12/sztuka-przesanie.html]. Ale "częściowo" oznacza różnicę. Połowicznie wykreślam z definicji Kowalskiej punkt pierwszy i drugi [czyli „zaangażowanie w to, co przemija” oraz „analizowanie sztuki jako języka”]. Dlaczego? Przykładowo, malowanie bukietu kwiatów nie koniecznie wiąże się z chęcią upamiętnienia ich wyglądu – malarz może mieć ochotę po prostu poćwiczyć sobie połączenia kolorów, a akurat jako model ma pod ręką kwiatki. Jest to czysta estetyka i przypadek. Także „analizowanie sztuki jako języka” nierzadko jest zwyczają formalną zabawą, do której później krytyka i historia sztuki dorabia bardzo uczoną ideologię, czy artysta tego chce, czy nie chce.
Czymże więc jest owa "sztuka do bicia"? W przeciwieństwie do swej smacznej siostry ma przede wszystkim pobudzać myślenie odbiorcy i może to robić na wiele różnych sposobów. Może wywoływać jedynie niepokój, ale też kłuć jak szpileczka, lać otwarcie z liścia po twarzy, kpić – jawnie lub pozornie chwaląc widza, może nas dręczyć, oburzać, zniesmaczać, torturować poprzez karmienie na siłę itd. Przy czym ten cały zestaw okrutnych, choć koniecznych zachowań nie zakłada rezygnacji z rozwiązań estetycznych: są one jednak podporządkowane przekazywaniu przesłania.
A jak bić, by uderzyć skutecznie? Nie ma na to recepty, to jedyna rzecz, której nie uczą w akademiach sztuki. W każdej epoce ludzi zmusza do myślenia co innego. Na tym polega bycie artystą. Artysta bowiem wie, jak złoić ludziom tyłek i to tak, by coś w nich rzeczywiście tąpneło.

Francisco Zurbarán, Męczeństwo świętego Serapiona, 1628

Komentarze

Popularne posty