Lustereczko, lustereczko powiedz przecie...

Świadomość nie jest kluczem do szczęścia. Owszem, poczucie, że się coś wie, że się coś dostrzega – zwłaszcza to, czego nie widzą inni – bywa czasami przyjemne. Ale, gdy świadomość dosięga rzeczy nieprzyjemnych, to przestaje być miło. I nie inaczej jest z BPD.
W ostatnich dniach ujawnił się u mnie kolejny symptom (albo może inaczej – na nowo zdałam sobie z niego sprawę), mianowicie przejmowanie nastroju i uczuć innych osób. Z jednej strony to – jeśli się jest świadomym swojego zaburzenia – bywa pożyteczne. Po pierwsze dlatego, że potrafisz się z każdym porozumieć. W momencie rozmowy przejmujesz większość cech swojego rozmówcy – nawet jego poczucie humoru. Ten zaś prawdopodobnie odbiera cię jako osobę sobie pokrewną, co sprawia, że rozmowa się klei. Po drugie – jeżeli jesteś dobrym obserwatorem, potrafisz zaobserwować i zanalizować przejmowane od innych uczucia, a tym samym lepiej ich poznać, dowiedzieć się nawet czegoś, czego nie potrafią, bądź nie chcą ujawnić. I w tym miejscu pojawiają się schody. Przykładowo: stykasz się z osobą, która jest dla ciebie szalenie miła, ale podświadomie wiesz, że się ciebie boi (albo boi się wszystkiego – w tym również ciebie). Gorzej, bo przejmujesz od niej coś, czego nie chcesz czuć – w tym wypadku strach. Powstaje błędne koło: nie jesteś w stanie pomóc swojemu rozmówcy – choćby przez przyjacielski uśmiech – bo ciebie samego paraliżuje strach.
Poza tym mimowolne bycie lustrem okropnie męczy. Być w ciągu godziny jednocześnie – wesołkiem i marudą? A jak jeszcze dojdzie jedna lub dwie osoby o odmiennych charakterach i humorze? Owszem, nie mam już takich problemów w samoidentyfikacją, jak w czasach, gdy nie wiedziałam, co się ze mną dzieje i dlaczego. Teraz potrafię spojrzeć z dystansu na siebie i wyczuć moment, kiedy zaczynam kogoś odbijać. Z trudem, ale udaje mi się wyznaczyć granicę, gdzie kończę się ja a zaczyna inny człowiek. Jednak pisząc ten tekst, pomimo całej tej świadomości, odczuwam przeciążenie w głowie. Zbyt wiele ludzi się dzisiaj we mnie przejrzało.

Komentarze

  1. Przejmowanie odczuć, póz, zachowań drugiej strony chyba może też dotyczyć pisma. Ostatnio S. dziwiła się zmianami jego kroju. Do tego stopnia, że na swoje pismo patrzyła jak na obce...

    Nasiąkanie jak gąbka innymi rzeczywiście musi być męczące. Chciało by się być sobą a z drugiej strony będąc wśród ludzi, nie sposób się od nich odciąć. Robotami nie jesteśmy.

    Podobnie jak Ty zauważam, że strach się udziela. Czyjaś niepewność czy zażenowanie udziela się i mnie. Skuteczną bronią w takich sytuacjach było zwykle poczucie humoru. Na owe trzeba mieć jednak humor niestety...

    Pio

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się zdarzyło przejąć od kogoś krój liter, ale to był celowy zabieg, bo mi się podobało, jak ta osoba pisze. Później jeszcze to trochę zmodyfikowałam i dopracowałam się własnego "stylu". ;-) :D :D :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty