Z archiwum P.

Było już kiedyś o tym, czego historyk sztuki nie robi: czas więc pokazać, czym zajmować się może. Dziś dostałam zadanie spenetrowania archiwum pewnej rzeszowskiej galerii i wydobycia na światło dzienne materiałów dotyczących ZPAP, czyli Związku Polskich Artystów Plastyków. Dla tych wszystkich, którzy czytając te słowa się dziwią potwierdzam - tak, artyści także mają swoje związki.
Ale do rzeczy. Oto fotorelacja z mojej dzisiejszej, ciężkiej pracy. Zdjęcia oczywiście robione komórką, jakość kiepska - taka zresztą jak i oświetlenie.

1. Śniadanie historyka sztuki, czyli martwa natura z nektarynką. Była też i bułka, ale nim zorbiłam to zdjęcie, to zdążyłam ją zjeść.



2. Archiwum, czy raczej "archiwum" znajduje się na drugim piętrze. Jest to kanciapa o powierzchni 2 x 4 metry. Przy jednej z dłuższych ścian stoi drewniany regał, zaś na nim ukochane zabaweczki historyka sztuki, czyli papiery - foldery z wystaw, albumy, zaproszenia, protokoły konkursowe itd.



3. Na zdjęciu powyżej archiwalia są jeszcze w miarę poukładane, ale jak rzucić wzrokiem w lewo (choć nie wiem, czy w tak małym pomieszczeniu można rzucać czymkolwiek)...



4. A skoro już jesteśmy przy tym ujęciu to od razu następne:


Oto pierwszy z dziwnych przedmiotów. Uroczy, druciany orzełek. Stwierdziałam, że idealnie nadawałby się jako np. stojak do wieszania krótkich parasolek.


5. I seria kolejnych dziwów znalezionych podczas dzisiejszej kwerendy:

a. igliwie z bożonarodzeniowej choinki



b. trzcina



c. walająca się po podłodze abstrakcja w oprawie



6. Jak już wspominałam "archiwum" nie jest miejscem zbyt przestronnym. Aby poczynić w nim jakikolwiek ruch musiałam się najpierw obrócić przodem do wyjścia, potem wstać i złożyć krzesło. W każdym razie przy obrocie musiałam bardzo uważać, by nie zahaczyć twarzą o ścianę i nie jest to bynajmniej sugestia, że mam długi nos.



7. W trakcie jednej z przerw stwierdziłam, że tak małe i zagracone pomieszczenie nadaje się tylko do jednego - do jednoosobowego picia. Żałowałam jednak, że w butelce miałam jedynie mrożoną herbatę. Ten szacowny przybytek aż wołał o okowitę.



8. I na koniec rzecz wręcz rozczulająca, mianowicie tajemnica jednej z archiwalnych zakładek.

Awers...



i rewers...

Komentarze

Popularne posty