Dzieciak
Dzieciak ze mnie. Ogromny. Może to jest właśnie powód znikomych ilości zmarszczek na mojej mordzie. Ten cyrograf ma oczywiście jeden wyraźny minus: niemożność odnalezienia się w dorosłym, cywilizowanym świecie. Nie? Nie! A raczej tak! Jeśli osoba, licząca dwadzieścia osiem wiosen, udaje samolot, który zabiera wesołego czterolatka w podróż dookoła świata, to nic nie wie o życiu i świecie. Jest „taaaka głuuuupiaa” – jak powiedział [o mnie] pewien nieklasyk będąc w stanie wskazującym. Bo dzieci nie widzą, nie słyszą, nie wiedzą, nie czują itd. Ironia nie? Nasza zakręcona kultura uczy, że to właśnie maluchy prowadzą dorosłych do nieba. Do nieba niekoniecznie pojmowanego w religijnym sensie, ale raczej jako stan najwyższego dobra i szczęścia. Ale jak tam trafiają, skoro nie widzą, nie słyszą, nie wiedzą, nie czują?
Właśnie… O! A mnie we wtorek do nieba prowadziły dwie żywe „Fluoksetynki” w wieku czterech i trzech lat. I było tak fajnie, że nawet nie musiałam brać tych chemicznych. Ale tak sobie myślę: skoro i ze mnie dzieciak, to kogo ja prowadzę?
[Rzeszów, 7 lipca, skrzyżowanie ul. Wyspiańskiego z Al. Witosa]
Wiesz co? Łzy mi stanęły w oczach jak przeczytałam ten wpis. :) Musisz przychodzić częściej :)
OdpowiedzUsuńSpoko. Za ewentualną demolkę mieszkania nie biorę odpowiedzialności. ;-)
OdpowiedzUsuńMnie także - wczoraj :) Pojedyncza sztuka, zniosła lęk. Dobrze byłoby, gdyby i dziś mnie odwiedziła :)
OdpowiedzUsuńNie poznaję siebie, ale tracę opory przeciwko dzieciom.
No to chyba dobrze, nie? :-)
OdpowiedzUsuńBez wartościowania. To oznaka rychłego zestarzenie się lub dowód, że lubię być lubiana (dla niej [Niej?] jestem taaaaka ważna ) ;p ;)
OdpowiedzUsuńOptowałabym za tym drugim, zależność między starzeniem się a sympatią do dzieci nie istnieje. Jedni nie polubią dzieci nigdy, inni będą je kochać zawsze.
OdpowiedzUsuń