Reisha, vol. 2 - encore
„Ich [Żydów] nikt nie ratował, bo oni się przed wojną izolowali. Wywyższali. Uważali za lepszych. Nie lubiano ich po prostu.”
Strach bywa irracjonalny. Idąc w zeszłym tygodniu na ten marsz trochę się bałam. Chyba najwięcej tego, że jakiś głupi łysol rozwali mi aparat, który do mnie nie należy. Ale przecież żyjemy w cywilizowanym państwie: grupę kilkudziesięciu osób, która przyszła uczcić pamięć żydowskich mieszkańców Rzeszowa, chroniło kilka radiowozów i wielu policjantów rozstawionych na całej długości trasy przemarszu. Ci, którzy zdzierali afisze informujące o marszu czy po chamsku pyskujący w Internecie się nie zjawili, zaś mijający nas przechodnie byli bardzo zmieszani. Kto więc kogo bardziej się obawiał? My czy oni? I dlaczego „my” i „oni”? Czy jarmułka i izraelska flaga lub też jej brak automatycznie czyni z ludzi tych „onych”? A gdybyśmy przeszli tę trasę tak „w cywilu”, to też wzbudzalibyśmy takie obawy? A może ktoś by się zmartwił, ulitował? „No gdzie ta policja zabiera tych biednych ludzi?”
Było to naprawdę przykre, że w to duszne, niedzielne popołudnie rzeszowianie nie przyszli na Plac Ofiar Getta. I nie ważne, czy są przedstawicielami Kościoła, który tak bardzo chce być wszechobecny w życiu narodu, kierownictwem i pracownikami instytucji, których siedziby znajdują się w pożydowskich zabytkach, czy też zwykłymi zjadaczami chleba. Oczywiście, bo gorąco, bo wakacje, bo to już historia itd. Zawsze jest jakiś dobry powód, by nie przyjść. Zawsze jest też dobry powód, by nie ratować.
Strach bywa irracjonalny. Idąc w zeszłym tygodniu na ten marsz trochę się bałam. Chyba najwięcej tego, że jakiś głupi łysol rozwali mi aparat, który do mnie nie należy. Ale przecież żyjemy w cywilizowanym państwie: grupę kilkudziesięciu osób, która przyszła uczcić pamięć żydowskich mieszkańców Rzeszowa, chroniło kilka radiowozów i wielu policjantów rozstawionych na całej długości trasy przemarszu. Ci, którzy zdzierali afisze informujące o marszu czy po chamsku pyskujący w Internecie się nie zjawili, zaś mijający nas przechodnie byli bardzo zmieszani. Kto więc kogo bardziej się obawiał? My czy oni? I dlaczego „my” i „oni”? Czy jarmułka i izraelska flaga lub też jej brak automatycznie czyni z ludzi tych „onych”? A gdybyśmy przeszli tę trasę tak „w cywilu”, to też wzbudzalibyśmy takie obawy? A może ktoś by się zmartwił, ulitował? „No gdzie ta policja zabiera tych biednych ludzi?”
Było to naprawdę przykre, że w to duszne, niedzielne popołudnie rzeszowianie nie przyszli na Plac Ofiar Getta. I nie ważne, czy są przedstawicielami Kościoła, który tak bardzo chce być wszechobecny w życiu narodu, kierownictwem i pracownikami instytucji, których siedziby znajdują się w pożydowskich zabytkach, czy też zwykłymi zjadaczami chleba. Oczywiście, bo gorąco, bo wakacje, bo to już historia itd. Zawsze jest jakiś dobry powód, by nie przyjść. Zawsze jest też dobry powód, by nie ratować.
Rzeszów, kamień pamięci, 11 lipca 2011
Tak z ciekawości zapytam - czy byli obecni jacyś przedstawiciele Kościoła lub tych innych instytucji, o których wspominasz?
OdpowiedzUsuńNiestety nie, a wiem, że np. w Otwocku księża modlili się razem z Żydami podczas rocznicy likwidacji tamtejszego getta. Tak samo z obecnymi lokatorami dwóch rzeszowskich synagog. Znam tych ludzi - nie przyszli. Było nas naprawdę bardzo mało, choć w czasie przemarszu niektórzy dołączali do nas. Ale większość stała w osłupieniu. W sumie nie wiem, dlaczego mnie to dziwi, skoro we własnej rodzinie mam antysemitów. :/
OdpowiedzUsuńChoć zapamiętałam z tego dnia jeden optymistyczny obrazek. Szła sobie taka młoda parka, chłopak z dziewczyną. Gdy zobaczyli kwiaty, świece i kamyki pod pomnikiem, zatrzymali się. Przeczytali napis na kamieniu - chyba widzieli go po raz pierwszy. Gdy doszło do nich, co jest na nim napisane, chłopak wziął z trawy malutką, suchą gałązkę i zapalił jedną ze świeczuszek. Nie bali się.