Listy z wojny

"Kochana Mamo,
Załączam "list", który zaczęłam pisać do ciebie w okopach! Urywa się nagle - chyba zgubiłam jedną kartkę - i jest praktycznie nieczytelny, ale będziesz miała list z prawdziwego pola walki i może uda ci się wyczytać z niego to, co najważniejsze. Ogromnie się cieszę, że jestem na froncie. Gdyby tutejszy lekarz był dobrym fachowcem, powinnam poruszyć niebo i ziemię, żeby zostać pielęgniarką (przed spotkaniem z lekarzem już je trochę poruszyłam) - na linii frontu jest wciąż tak spokojnie, że mógłby mnie przeszkolić, żebym była przygotowana na to, co musi nadejść. Ale lekarz jest zupełnym ignorantem i strasznym brudasem. Mają maleńki szpital w Monflorite, gdzie opatrują chłopów z uciętymi palcami itp. I zajmuje się wszelkimi ranami, jakie zdarzają się na wojnie. Zużyte opatrunki są wyrzucane za okno, chyba że okno jest akurat zamknięte i wtedy lecą na podłogę - lekarz chyba nigdy nie myje rąk. [...]
We wtorek mieliśmy jedyne bombardowanie Barcelony od czasu, kiedy tu przyjechałam. To było całkiem ciekawe. Hiszpanie są na ogół nieprawdopodobnie hałaśliwi i ruchliwi, ale w razie niebezpieczeństwa uspokajają się . Realnego zagrożenia nawet nie było, ale bomby spadły bliżej centrum niż zwykle i narobiły dość hałasu, by ludzi mocno wystraszyć. Było też kilka ofiar. [...]
Mam nadzieję, że wszyscy czują się dobrze - i czekam na list, który to potwierdzi. Gwen napisała długi list, co było bardzo miłe - nawet ja popadam w powszechny nawyk tęsknoty za Anglią. Chyba to samo zdarza się koloniach. Kiedy pewnego dnia kelner przypalał mi papierosa, powiedziałam, że ma ładną zapalniczkę, a on na to "Si, si, es bien, es Inglés!". A potem podał mi ją, spodziewając się oczywiście, że chętnie się nią pobawię. To był Dunhill - kupiona raczej na pewno w Barcelonie, ponieważ jest tam wiele zapalniczek Dunhilla i innych, ale brak do nich paliwa. Kopp, dowódca Erica, tęsknił za Lea & Perrins Worcester Sauce. Dowiedziałam się o tym przypadkiem i znalazłam ten sos w Barcelonie - mają tam też marynaty Crosse & Blackwell, ale dobra angielska marmolada już się skończyła, chociaż ceny tych rzeczy są astronomiczne. [...]
Wczoraj wieczorem wykąpałam się - wspaniała rzecz. I zjadłam kolejno trzy świetne obiady. Nie wiem, czy nie będzie mi brakowało tego kawiarnianego życia. Pijam kawę trzy razy dziennie, a różne napoje nawet częściej, i choć teoretycznie jadam w dość ponurym pensjonacie przynajmniej sześć razy w tygodniu, pokazano mi jedno z około czterech miejsc, gdzie jedzenie wedle wszelkich standardów jest naprawdę bardzo dobre, choć oczywiście skromne. Każdego wieczora obiecuję sobie wrócić do domu wcześniej i na przykład napisać listy, ale przychodzę do domu nad ranem. Kawiarnie są otwarte do 1.30, a kawę po kolacji zaczyna się pić około 10 wieczorem. Ale sherry nie nadaje się do picia - a chciałam przywieźć do domu kilka jej beczułek! [...]

Serdecznie pozdrawiam
Eileen"

List Eileen Blair, żony Erica Arthura Blaira [czyli George'a Orwella], pisany 22 marca 1937 w Seccion Inglesa, 10 Rambla de los Estudios, w Barcelonie cytuję za George Orwell, "Hołd dla Katalonii" i inne teksty o hiszpańskiej wojnie domowej, tłum. Lesław Kuzaj, Wojciech Madej, Anna Husarska, Marcin Szuster, Warszawa 2006, s. 28, 29 i 30.

Komentarze

Popularne posty