Cukiereczki

Majowa, nieco słoneczna niedziela. Stołówka na oddziale 7A w szpitalu psychiatrycznym im. Józefa Babińskiego w krakowskim Kobierzynie. Przy stoliku siedzi X z rodziną. Ot, typowe weekendowe odwiedziny. W pewnym momencie sympatyczna rozmowa zmienia się w niesympatyczną. X nie lubi być traktowana jak dziecko, które na niczym się nie zna, nigdy nie ma racji i nie wie, co dla niej dobre. Czuje, że wzbiera w niej gniew. Jeszcze jedno słowo a wybuchnie. A strofowanie trwa w najlepsze. W końcu X nie wytrzymuje: z całej siły uderza pięścią w stół - by przerwać to litanie obelg - i nagle złość, która przed chwilą w niej buzowała, zmienia się - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - w głośny, wydobywający się z trzewi rechot. Rodzina ze strachu kamienieje, jakby jej członkowie zostali zamienieni w słup soli. A tymczasem X pokłada się ze śmiechu w najlepsze. Po prostu nie może się powstrzymać...

Właściwie zamiast "X" powinnam napisać "JM", ale powiedzmy, że chciałam postopniować emocje. Historia ta zdarzyła się niemal cztery lata temu. Ot, różnica kilku dni - nieistotny szczegół. W każdym razie w moich żyłach pływała wówczas mieszanka Clonazepamu, Depakine, Chlorprotixenu oraz Hydroksyzyny. Do dziś przyznaję, że to był niezły odpał. Leki miały hamować negatywne emocje, co też czyniły, a co objawiało się nie raz w bardzo groteskowy sposób - jak ten przytocznony wyżej. Ale bynajmniej to nie będzie jakiś paszkwil, który ma udowodnić, że psychotropy są złe. Wręcz przeciwnie - to będzie pochwała farmakologii, choć przyznaję, że nieco przewrotna.
Jakie są zalety cukiereczków? Spróbuję wymienić te, które znam z własnego doświadczenia.
1. Clonazepam - ustawicznie dobry humor do tego stopnia, że ludzie myślą o tobie: "Boże! To wariatka!"
2. Depakine Chrono - odruch wymiotny na widok liter: nawet czytanie programu telewizyjnego staje się męczarnią;
3. Chlorprotixen - w dawce 3 x 15 mg na dzień nieprzerwana senność;
4. Fluoksetyna - nieustanne pragnienie doprowadzające do picia hektolitrów różnych płynów dziennie, a w konsekwencji - ciagłe parcie na pęcherz moczowy; w dawkach powyżej 60 mg wieczne świata wirowanie; w początkowej fazie leczenia - trzęsiłapstwo;
5. Lerivon - dupa rośnie w tempie startu rakiety Satrurn 5; nieustanne pragnienie;
6. Amitryptylina - można darować sobie kupowanie antyperspirantów, bo i tak nie działają; nieustanne pragnienie;
7. Mirtazepina - patrz Lerivon;
8. Doxepin - patrz Lerivon;
9. Wenlafax - poczatkowo trzęsiłapstwo; później już tylko wieczne świata wirowanie oraz nieustanne pragnienie;
10. Hydroksyzyna - już człowiek zaczyna ją lubić, a tu odczuwa brak jej działania, przeto musi zwiększyć dawkę; lekkie ranne zamulenie umysłowe;
11. Sulpiryd - mleczarnia puchnie tak, że nic tylko pozować do "Playboya".
I to są w skrócie zalety psycho-piksów. Nie wiem tylko czy w tym kontekście za wadę uznać fakt, że mi się po nich żyć zachciało. Ale to jest kwestia, która wymaga dołębnego przemyślenia. ;-)

Komentarze

  1. Sytuacja opisana przez Ciebie faktycznie groteskowa. To chemia potrafi tak działać, że jak puls wzrośnie to jej dawka gniew w mgnieniu oka rozproszy śmiechem? Mi by się to teraz w pracy przydało... ;)

    Tak sobie myślę, że powinien być w szpitalu szybki kurs dla odwiedzających. Ośmieliło by to tych co nie wiedzą jak się zachować i przytemperowało zapędy innych.

    Pio

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta mieszanka tak właśnie działała. Chodziło o to, żeby gniew i lęki zmieniać na dobry nastrój. No i parę razy miałam taki wybuch śmiechu. W każdym razie, ilekroć sobie to przypomnę, to od razu mi się śmiać chce - zwłaszcza z min członków mojej rodziny. ;-)
    A co do kursów. Do szpitala trafiłam nagle, bez zapowiedzi i cała ta sytuacja była dla nich szokująca. Nie potrafili się w tym odnaleźć, no i bali się. To ludzkie. :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty